-Lourdes zejdź na dół, musimy porozmawiać. - usłyszałaś głos matki.
Te słowa nie wróżą nic dobrego. Musisz przygotować się na kolejną kłótnię i wyrzuty ze
strony rodzicielki.
strony rodzicielki.
-To o czym chciałaś porozmawiać? - pytasz ze spokojem i siadasz przy kuchennym stole.
- Przeprowadzamy się, tak ty też.
- Słucham? Ty chyba oszalałaś. Myślisz, że ja od tak wszystko zostawię? Jak ty sobie to
wszystko wyobrażasz?
- Zamknij się wreszcie! Jedziemy do Monachium i koniec kropka.
- Nie. - odpowiadasz.
- Co proszę?! Nie obchodzi mnie to, że nie chcesz zostawiać tutaj tego swojego marnego
klubu. Po tym co zrobiliśmy dla ciebie z Diego, powinnaś być nam wdzięczna. A wszyscy
nam powtarzali, nie adoptujcie jej, bo będziecie mieli same problem. I jednak mieli racje.
A teraz jazda na górę się pakować! - wykrzykuje ci twoja... matka?
- Ale jak to adoptowali? - wychrypiałaś w osłupieniu.
- Adoptowaliśmy cię, jak miałaś 5 lat. Daliśmy ci dach nad głową, traktowaliśmy jak własną
córkę, a ty mi się tak odpłacasz. Ta decyzja chyba była największym błędem w moim życiu.
Teraz już wiem dlaczego mnie wszyscy ostrzegali. Nikt nie chciałby mieć takiego dziecka.
Nigdy nic nie osiągniesz. Nie jesteś nikim wyjątkowym. Zwykłe dziecko z getta, do którego
los się uśmiechnął i trafiło do rodziny, która coś w tym mieście i kraju znaczy.
Słysząc to twoje oczy momentalnie stają się szkliste. Zaczynasz płakać jak nigdy wcześniej.
To zabolało. I to bardzo. Jak ona mogła Ci coś takiego powiedzieć? Owszem, idealnym
dzieckiem to ty nie byłaś. Znacznie różniłaś się od swoich rówieśniczek. Kiedy one
godzinami chodziły po sklepach i stroiły się przed lustrem, ty wolałaś łazić po drzewach,
grać w piłkę i wygłupiać się z kolegami. Twojemu ojcu to nie przeszkadzało. Cieszył się, że
taka jesteś. Że nie jesteś jak te wszystkie dziewczyny. Był prze szczęśliwy, że może zabrać
cię na mecz, dzielić się z dobą swoja pasją. Ale jego małżonce się to nie podobało. Miała do
niego pretensję, że robi z ciebie chłopaka. Twierdziła, że tak nie zachowują się dziewczyny.
I przy każdej możliwej okazji, kiedy robiłaś coś źle lub coś co jej się nie podobało
dostawałaś szlaban. Ale wszystko pogorszyło się, kiedy Diego zginał w wypadku. Kary nie
polegały już tylko na szlabanach i słownych upomnieniach. Margaret miała gdzieś twoje
wyniki w klubie, oceny. Dla niej liczyło się tylko to, że odstawałaś od reszty towarzystwa i
rzekomo swoim zachowaniem psułaś jej reputację. Psułaś reputację jednej z najlepszych i
najsłynniejszych hiszpańskich dziennikarek. Już nikt w ciebie nie wierzył. Wszyscy twierdzili,
że kopaniem piłki nic nie osiągniesz. Nawet nie zdają sobie sprawy jak bardzo się wtedy
mylili. Ale już nie to się teraz dla ciebie liczy. Ku zaskoczeniu Mar, idziesz do swojego
pokoju i posłusznie pakujesz walizki, z którymi później schodzisz na dół. Mina twojej matki
mówi sama za siebie. Własnie w tym momencie poczuła, że zdobyła nad tobą kontrolę, że
będziesz jej posłuszna. Nic bardziej mylnego. Jej cwaniacki uśmieszek ginie kiedy
odkładasz klucze do mieszkania na stół.
- W takim razie jeśli nic w życiu nie osiągnę i jestem tak bezwartościowym człowiekiem, to
już chyba nie będę ci do niczego potrzebna. - dodajesz z satysfakcją i opuszczasz dom. Już
podjęłaś decyzję. Opuszczasz to miejsce już na zawsze...
Bardzo ciekawie się zapowiada, czekam na nn i pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuń