sobota, 23 listopada 2013

Prolog



-Lourdes zejdź na dół, musimy porozmawiać. - usłyszałaś głos matki.

Te słowa nie wróżą nic dobrego. Musisz przygotować się na kolejną kłótnię i wyrzuty ze 

strony rodzicielki.

-To o czym chciałaś porozmawiać? - pytasz ze spokojem i siadasz przy kuchennym stole.

- Przeprowadzamy się, tak ty też. 

- Słucham? Ty chyba oszalałaś. Myślisz, że ja od tak wszystko zostawię? Jak ty sobie to 

wszystko wyobrażasz?

- Zamknij się wreszcie! Jedziemy do Monachium i koniec kropka.

- Nie. - odpowiadasz.

- Co proszę?! Nie obchodzi mnie to, że nie chcesz zostawiać tutaj tego swojego marnego 

klubu. Po tym co zrobiliśmy dla ciebie z Diego, powinnaś być nam wdzięczna. A wszyscy 

nam powtarzali, nie adoptujcie jej, bo będziecie mieli same problem. I jednak mieli racje. 

A teraz jazda na górę się pakować! - wykrzykuje ci twoja... matka?

- Ale jak to adoptowali? - wychrypiałaś w osłupieniu.

- Adoptowaliśmy cię, jak miałaś 5 lat. Daliśmy ci dach nad głową, traktowaliśmy jak własną

córkę, a ty mi się tak odpłacasz. Ta decyzja chyba była największym błędem w moim życiu. 

Teraz już wiem dlaczego mnie wszyscy ostrzegali. Nikt nie chciałby mieć takiego dziecka. 

Nigdy nic nie osiągniesz. Nie jesteś nikim wyjątkowym. Zwykłe dziecko z getta, do którego 

los się uśmiechnął i trafiło do rodziny, która coś w tym mieście i kraju znaczy. 

Słysząc to twoje oczy momentalnie stają się szkliste. Zaczynasz płakać jak nigdy wcześniej. 

To zabolało. I to bardzo. Jak ona mogła Ci coś takiego powiedzieć? Owszem, idealnym 

dzieckiem to ty nie byłaś. Znacznie różniłaś się od swoich rówieśniczek. Kiedy one 

godzinami chodziły po sklepach i stroiły się przed lustrem, ty wolałaś łazić po drzewach, 

grać w piłkę i wygłupiać się z kolegami. Twojemu ojcu to nie przeszkadzało. Cieszył się, że 

taka jesteś. Że nie jesteś jak te wszystkie dziewczyny. Był prze szczęśliwy, że może zabrać 

cię na mecz, dzielić się z dobą swoja pasją. Ale jego małżonce się to nie podobało. Miała do 

niego pretensję, że robi z ciebie chłopaka. Twierdziła, że tak nie zachowują się dziewczyny. 

I przy każdej możliwej okazji, kiedy robiłaś coś źle lub coś co jej się nie podobało 

dostawałaś szlaban. Ale wszystko pogorszyło się, kiedy Diego zginał w wypadku. Kary nie 

polegały już tylko na szlabanach i słownych upomnieniach. Margaret miała gdzieś twoje 

wyniki w klubie, oceny. Dla niej liczyło się tylko to, że odstawałaś od reszty towarzystwa i 

rzekomo swoim zachowaniem psułaś jej reputację. Psułaś reputację jednej z najlepszych i 

najsłynniejszych hiszpańskich dziennikarek. Już nikt w ciebie nie wierzył. Wszyscy twierdzili, 

że kopaniem piłki nic nie osiągniesz. Nawet nie zdają sobie sprawy jak bardzo się wtedy 

mylili. Ale już nie to się teraz dla ciebie liczy. Ku zaskoczeniu Mar, idziesz do swojego 

pokoju i posłusznie pakujesz walizki, z którymi później schodzisz na dół. Mina twojej matki 

mówi sama za siebie. Własnie w tym momencie poczuła, że zdobyła nad tobą kontrolę, że 

będziesz jej posłuszna. Nic bardziej mylnego. Jej cwaniacki uśmieszek ginie kiedy 

odkładasz klucze do mieszkania na stół. 

- W takim razie jeśli nic w życiu nie osiągnę i jestem tak bezwartościowym człowiekiem, to 

już chyba nie będę ci do niczego potrzebna. - dodajesz z satysfakcją i opuszczasz dom. Już 

podjęłaś decyzję. Opuszczasz to miejsce już na zawsze...


1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawie się zapowiada, czekam na nn i pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń