środa, 27 listopada 2013

Pierwszy

                             *kilka lat później*

- Ostatnie 3 minuty meczu, a my nadal mamy remis 2-2. Zawodniczki Realu przejmują piłkę.
Vigas do Sanz, ta wymija obrończynie Barcy, podaje do Niño. Ta pokonuje ostatnie metry,
strzela i... SŁUPEK! Barca z szybką kontrą. Díaz do Fernández, Fernández pięknym zwodem myli przeciwniczki i
podaje do Garcíi. Ta sprintem pokonuje 35 metrów, zostaje sam na sam z bramkarką Królewskich, strzela i GOOOL! Sędzia kończy to spotkanie, a FC Barcelona Ladies zdobywa Puchar Króla!
                               ~`~`~`~`

Strzeliłaś. Wszystkie dziewczyny rzuciły się na ciebie by razem z tobą celebrować zwycięstwo. Następnie razem z całą drużyną idziecie odebrać puchar. Jako kapitan masz ten zaszczyt podnieść go jako pierwsza. Wchodzisz na podest i unosisz puchar do góry, a
po trybunach rozchodzi się jeszcze większa salwa okrzyków radości. Po 5 latach dajecie im tą radość. Kolejny puchar w tym sezonie należy do was. Coś cudownego. Jesteś prze szczęśliwa, że masz ten zaszczyt zapisać się w tej cudownej historii.Wraz z dziewczynami schodzisz na murawę, by dalej świętować. Przy linii końcowej dostrzegasz swojego brata. Brat, czyż to nie cudownie brzmi? Jesteś ogromnie szczęśliwa, bo udało ci się odnaleźć twoją prawdziwą rodzinę. Teraz już wiesz, kim jesteś.
Uśmiechasz się szeroko i podchodzisz do niego.
- Gratulację młoda. - przytula cie mocno.
- Ehm, stary duszę się. - oboje wybuchacie śmiechem.
- Lulú jesteś pewna? Na pewno nie zmienisz zdania? Wiesz, zawsze możesz przejść do Realu. - zabawnie poruszył brwiami.
- Chciałbyś. - odpowiadasz ze śmiechem.
- Oczywiście, że tak. Przynajmniej mógłbym cię trochę pomęczyć.
- Nie ma co, miły jesteś.
- Przecież wiesz, że żartuję. Chociaż fajnie byłoby cie mieć przy sobie. A teraz idź już sobie.Ktoś czeka na ciebie w szatni. - szeroko się uśmiecha i popycha w stronę wspomnianego
miejsca.
Z uśmiechem na twarzy idziesz tunelem i wchodzisz do szatni. Przy szafce z twoim imieniem siedzi Jordi.
- Gratulację skarbie. - podnosi cię i obraca wokół własnej osi, a następnie delikatnie całuje.
- Dziękuję. Gol był dla ciebie. - uśmiechasz się szeroko.
- Ty mi zawsze te najpiękniejsze dedykujesz.
- Oj marudzisz. - śmiejesz się. - A teraz chodź. Muszę coś ogłosić. - łapiesz go za rękę i ciągniesz w stronę drzwi.
- A jednak? Lulú, przecież wiesz, że nie musisz.
- Wiem, ale czuję, że to już czas. - uśmiechasz się niepewnie.
Wchodzisz na murawę i podchodzisz do Fernández. Zdejmujesz opaskę kapitana i zakładasz na jej ramię. Ta patrzy na ciebie zdezorientowana.
- Należy ci się. - mówisz z uśmiechem i klepiesz ją po plecach.
- García czy ty...? - nie kończy pytania, ale i tak wiesz co chciała powiedzieć.
- Tak.
- Trener wie?
- Tak, choć nadal ma nadzieję, że się rozmyślę.
- Będzie nam ciebie brakowało. - delikatnie się uśmiecha i cię przytula.
- Mi was też. Później pożegnam się z dziewczynami. - uśmiechasz się blado.
Jordi stał kawałek dalej i uważnie wam się przypatrywał. Nie do końca cieszył się z twojej decyzji i ją rozumiał, ale w pełni ją akceptuje. Właśnie za to go kochasz. Nie ważne co powiesz
i zrobisz on zawsze będzie stał za tobą murem. Skoczyłby za tobą w ogień. Jesteś dla niego całym światem i vice versa.
- Wszystko w porządku? - pyta, gdy się do niego przytulasz.
- Tak. Muszę tylko powiedzieć o wszystkim dziewczyną i zmierzyć się z dziennikarzami.
- Pójść z tobą? - pyta z troską.
- Nie trzeba. Poradzę sobie, ale dziękuje. Kocham Cię Jordi. - delikatnie muskasz jego wargi.
- Ja ciebie też Lulú, bardziej niż cały świat. - mocniej cię przytula i namiętnie całuje.
Dajesz mu jeszcze całusa w policzek i powolnym krokiem idziesz w stronę dziennikarzy. Na swoim ciele czujesz palący wzrok Alby, uśmiechasz się delikatnie pod nosem. Po chwili
otoczyła cię grupka dziennikarzy, zasypując milionem pytań. Nie zamierzałaś nawet odpowiadać na żadne z nich.
Nagle któryś z nich zapytał cię, czy masz zamiar zmienić klub. Uśmiechnęłaś się delikatnie pod nosem.
- Nie dojdzie do żadnego transferu. Na zawszę pozostanę wierna Barcelonie. Wychowałam się tutaj, tu zaczynałam karierę i mam zamiar ją tutaj skończyć. To był mój ostatni mecz w
barwach Barcy, odchodzę. - mówisz i zostawiając zszokowanych dziennikarzy wracasz do dziewczyn i bliskich, by móc dalej z nimi świętować.
_________________________


Wybaczcie mi tak długą nieobecność, ale szkoła i brak weny robią swoje. Rozdział sklejany w wolnych chwilach i na nudnych lekcjach, więc jakoś specjalnie dużo się w nim nie dzieje i jakość też taka sobie, ale nawet mi się podoba. Mam nadzieję, że wam również przypadnie do gustu.

Pozdrawiam 
                 nella

sobota, 23 listopada 2013

Prolog



-Lourdes zejdź na dół, musimy porozmawiać. - usłyszałaś głos matki.

Te słowa nie wróżą nic dobrego. Musisz przygotować się na kolejną kłótnię i wyrzuty ze 

strony rodzicielki.

-To o czym chciałaś porozmawiać? - pytasz ze spokojem i siadasz przy kuchennym stole.

- Przeprowadzamy się, tak ty też. 

- Słucham? Ty chyba oszalałaś. Myślisz, że ja od tak wszystko zostawię? Jak ty sobie to 

wszystko wyobrażasz?

- Zamknij się wreszcie! Jedziemy do Monachium i koniec kropka.

- Nie. - odpowiadasz.

- Co proszę?! Nie obchodzi mnie to, że nie chcesz zostawiać tutaj tego swojego marnego 

klubu. Po tym co zrobiliśmy dla ciebie z Diego, powinnaś być nam wdzięczna. A wszyscy 

nam powtarzali, nie adoptujcie jej, bo będziecie mieli same problem. I jednak mieli racje. 

A teraz jazda na górę się pakować! - wykrzykuje ci twoja... matka?

- Ale jak to adoptowali? - wychrypiałaś w osłupieniu.

- Adoptowaliśmy cię, jak miałaś 5 lat. Daliśmy ci dach nad głową, traktowaliśmy jak własną

córkę, a ty mi się tak odpłacasz. Ta decyzja chyba była największym błędem w moim życiu. 

Teraz już wiem dlaczego mnie wszyscy ostrzegali. Nikt nie chciałby mieć takiego dziecka. 

Nigdy nic nie osiągniesz. Nie jesteś nikim wyjątkowym. Zwykłe dziecko z getta, do którego 

los się uśmiechnął i trafiło do rodziny, która coś w tym mieście i kraju znaczy. 

Słysząc to twoje oczy momentalnie stają się szkliste. Zaczynasz płakać jak nigdy wcześniej. 

To zabolało. I to bardzo. Jak ona mogła Ci coś takiego powiedzieć? Owszem, idealnym 

dzieckiem to ty nie byłaś. Znacznie różniłaś się od swoich rówieśniczek. Kiedy one 

godzinami chodziły po sklepach i stroiły się przed lustrem, ty wolałaś łazić po drzewach, 

grać w piłkę i wygłupiać się z kolegami. Twojemu ojcu to nie przeszkadzało. Cieszył się, że 

taka jesteś. Że nie jesteś jak te wszystkie dziewczyny. Był prze szczęśliwy, że może zabrać 

cię na mecz, dzielić się z dobą swoja pasją. Ale jego małżonce się to nie podobało. Miała do 

niego pretensję, że robi z ciebie chłopaka. Twierdziła, że tak nie zachowują się dziewczyny. 

I przy każdej możliwej okazji, kiedy robiłaś coś źle lub coś co jej się nie podobało 

dostawałaś szlaban. Ale wszystko pogorszyło się, kiedy Diego zginał w wypadku. Kary nie 

polegały już tylko na szlabanach i słownych upomnieniach. Margaret miała gdzieś twoje 

wyniki w klubie, oceny. Dla niej liczyło się tylko to, że odstawałaś od reszty towarzystwa i 

rzekomo swoim zachowaniem psułaś jej reputację. Psułaś reputację jednej z najlepszych i 

najsłynniejszych hiszpańskich dziennikarek. Już nikt w ciebie nie wierzył. Wszyscy twierdzili, 

że kopaniem piłki nic nie osiągniesz. Nawet nie zdają sobie sprawy jak bardzo się wtedy 

mylili. Ale już nie to się teraz dla ciebie liczy. Ku zaskoczeniu Mar, idziesz do swojego 

pokoju i posłusznie pakujesz walizki, z którymi później schodzisz na dół. Mina twojej matki 

mówi sama za siebie. Własnie w tym momencie poczuła, że zdobyła nad tobą kontrolę, że 

będziesz jej posłuszna. Nic bardziej mylnego. Jej cwaniacki uśmieszek ginie kiedy 

odkładasz klucze do mieszkania na stół. 

- W takim razie jeśli nic w życiu nie osiągnę i jestem tak bezwartościowym człowiekiem, to 

już chyba nie będę ci do niczego potrzebna. - dodajesz z satysfakcją i opuszczasz dom. Już 

podjęłaś decyzję. Opuszczasz to miejsce już na zawsze...